Nepal 2013, polowanie na pandę - relacja z wyprawy

W lutym tego roku w końcu udało mi się zwiedzić naturalne środowisko moich ulubionych czerwonych pand.

Dalej samolotem się nie da - droga z Bhadrapur do Dobato.

Zapierające dech w piersiach łańcuchy górskie

Na szlaku, jesteśmy już blisko

Pierwsze ślady!

Przewodnik coś zauważył

Jest!

Udało się ją zdjąć jednym strzałem z mojego zaufanego sztucera

Słońce zachodzi, czas wracać do obozu

W drodze powrotnej ledwo uniknęliśmy ataku kolejnej pandy!

Z powrotem w obozie. Miejscowy przysmak - szaszłyk z pandy w trakcie przygotowywania. Nie widać na zdjęciu jednego składnika - trzeba dodać trochę słoniny bo sama pandzina jest dość sucha.

Nic nie może się zmarnować - np ogon może służyć jako (bardzo modna wśród miejscowych) ozdoba do czapki

Komentarze

  1. Od tej pory wędrując po puszczy będę uważnie uważała na atakujące pandy czerwone. Całe szczęście że wielkich nie było, bo ktoś by wrócił z czarnym oczkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. No lepiej się pilnować bo groźne są. Skubańce od małego uczą się walczyć:
    http://www.youtube.com/watch?v=kNsnb_mryjA
    klik

    OdpowiedzUsuń
  3. A może ona miała małe w tym lesie?!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz